Autor: homer

Cały czas mam długą kolejkę filmów do zrecenzowania i po raz kolejny postanowiłem zrecenzować jeden z nich poza kolejnością. Powodem tego jest fakt, że obraz, który jest tematem tej notki, wywołał dość szerokie dyskusje na portalach poświęconych filmowej grozie i ogólnie jest mocno omawiany i recenzowany (między innymi przez fajny kanał na yt. o nazwie galeria horroru, który gorąco polecamy). Dorzucamy więc swoje trzy grosze. Ale najpierw się do czegoś przyznam. Jestem tak wielkim fanem kina grozy (a jednocześnie facetem o gołębim sercu), że  praktycznie w każdym (nawet bardzo słabym) horrorze, zawsze próbuję doszukiwać się plusów. Generalnie, chyba z reguły…

Czytaj dalej

Jakiś czas temu informowaliśmy Was o dobrze zapowiadającym się, krótkometrażowym horrorze pt.”Lion”.  Jego twórca -reżyser i scenarzysta -Davide Melini nie zwalnia tempa i tym razem przedstawia zapowiedź kolejnego krótkiego metrażu, który zapowiada się równie dobrze, a dla fanów gatunku Giallo, nawet lepiej. Film nosi tytuł „Deep Shock” i jest promowany hasłem: „Italian Giallo is ready to make its return!” Szczerze musimy przyznać, że takie postawienie sprawy rozbudza w nas znaczne oczekiwania, jako, że jesteśmy fanami klasycznych obrazów , czerpiących z tego gatunku, czy też szerzej- włoskiego kina grozy  (jak choćby- co jest oczywistością- ocenionego na naszej stronie w samych superlatywach…

Czytaj dalej

„Wiszą” mi recenzje dwóch filmów, które obejrzałem jakiś czas temu, które będą miały (recenzje nie filmy) jedną rzecz wspólną, zasadniczo będą albo krótkie albo mało precyzyjne, z tego powodu, że o filmach, których będą dotyczyć, nie bardzo da się albo nie powinno się raczej napisać nic bardzo konkretnego, choć w sumie z przeciwnych powodów. W przypadku numer 1, dlatego, że fabuła nie ma raczej specjalnego znaczenia, zaś w przypadku numer 2- bo ma znaczenie kluczowe. Dziś, po krótce, przedstawię przypadek nr 1 czyli film pt. Wij (z 2014), produkcji czesko-niemiecko-rosyjsko-brytyjsko-ukraińskiej (swoją drogą, ciekawe combo). Jak się słowo rzekło, siła tego…

Czytaj dalej

Pamiętam, że jak byłem mały, moją ulubioną atrakcją w naszym łódzkim lunaparku był zamek strachów. Żadne tam zjeżdżalnie, kolejki, koniki, strzelnice, tylko ten zamek (oczywiście też poduszkowce, ale znacie kogoś, kto nie lubi kremówek, znaczy poduszkowców). Chyba od małego miałem zadatki na admina dobryhorror.pl. Podejrzewam jednak, że dziś takiemu staremu koniowi jak ja, przejażdżka tym tunelem grozy nie sprawiłaby już takiej frajdy. Tymczasem w moim rodzinnym mieście powstał „nowoczesny” dom grozy. A zwie się on HOUSE OF PANIC (upiorna muzyczka). Wybrałem się więc, żeby sprawdzić, czy jeszcze umiem poczuć się jak za małolata. Nie mogę zdradzić wielu szczegółów, żeby nie…

Czytaj dalej

Zanim obejrzałem Autopsję Jane Doe, na każdą wzmiankę  na temat tego filmu, że oto szykuje się nam horror roku 2017, reagowałem z pewną dozą złośliwego sceptyzmu. Trochę się pomyliłem, bo film jest niezły i z pewnością w obecnym roku będzie stanowił jedną z lepszych pozycji. Natomiast, jak tylko dowiedziałem się, że szykuje nam się coś takiego jak  „Diabelski Młyn”, a już w szczególności po obejrzeniu trailera, napaliłem się na ten horror, jak Homer na świeżego tuńczyka. Zwiastun zasugerował mi stricte gatunkowy horror unurzany w oparach czarnego humoru, coś w stylu „Dead snow”, które (przynajmniej do czasu „Domku w głębi lasu”)…

Czytaj dalej

Nie wiem czemu, ale miałem przeświadczenie, że film „Bed of the dead” to będą jakieś jaja. No wiecie coś jak „Goal of the dead”, „Zombie Stripers”i inne takie. Łóżko? Martwe łóżko? Nie zalatuje to na pozór zgrywą trochę? Do obejrzenia przekonała mnie siostra żony, która jest fanką horrorów, i która już raz go widziała. Stwierdziła, że jest całkiem całkiem. Obraz faktycznie opowiada o nawiedzonym łóżku. Nie zniechęciło mnie to absolutnie, bo już pierwsza scena mnie zajarała. Mamy tajemniczą mroczną sektę (kaptury, symbole, sztylety, inkantacje i inne rekwizyty), która wykonuje jakiś bluźnierczy rytuał. Naprawdę jest to klimatyczne-jest ofiara, wieszanie, patroszenie, krew,…

Czytaj dalej

Premiera horroru Autopsja Jane Doe była związana z takim hypem (OMG! Horror roku 2017 r., w styczniu!), że jak już cała redakcja zebrała się na wspólny seans (co jest niezmiernie rzadkie, ale niedługo ma szansę się zmienić) od razu doszliśmy do porozumienia, bez kłótni, jaki film wybrać (co jest jeszcze rzadsze!). Po zakończonym seansie odbyliśmy dyskusję na temat tego jak ocenić ten film i propozycje pojawiały się pomiędzy dobry-bardzo dobry- rewelacyjny. W trakcie dyskusji na moment pojawił się nawet wątek, że „ciut czegoś zabrakło”, ale doszliśmy wspólnie do wniosku (co podpowiedziało nam zarówno czarne serce jak i zwichrowany rozum), że:…

Czytaj dalej

Przy paru ostatnich recenzjach pisałem, że trafiło mi się combo słabych filmów. Był jeden niewyobrażalny kaszan („The chosen”), jeden zwykły kaszan (jeszcze nie opisałem) i jeden półkaszan, przy którym jednak byłem bardziej „na nie” („House of dust”).  I „Room 6”.  No właśnie, obiektywnie rzecz biorąc, „Room 6” definiuję jako „półkaszan”, ale sprawa z tym obrazem ma się trochę inaczej, niż w przypadku wymienionych w pierwszym zdaniu dzieł mocno wątpliwej jakości. Zanim jednak przejdę do dokładnego omówienia moich odczuć, króciutko o fabule.  Otóż pewna dziewczyna i jej chłopak (prawie narzeczony), jadą sobie samochodem i zdarza im się wypadek. Facet doznaje dość…

Czytaj dalej

Jak już napisałem, w któreś tam recenzji, nie określałem się nigdy sam jako wielbiciel horroru z gatunku „Lovecraftian”, ale za każdym razem, gdy oglądałem film, który można tak zakwalifikować, podobał mi się on- raz bardziej, raz mniej, ale jak dotąd zawsze filmy z tego gatunku oceniałem pozytywnie. Podobała mi się La Harencia Valdemar, podobał mi się Z zaświatów, Necronomicon, Dagon. No więc, nic dziwnego, że w końcu musiałem sprawdzić też film o wielce enigmatycznym tytule Cthulu. Przepis na standardowy, ale i dobry Lovecraftian (zostawmy trochę z boku Necronomicon, bo to antologia, czyli jednak trochę inna para….macek) to (jak też pisałem,…

Czytaj dalej

Po „odhaczeniu” Psychoville, znów długo zastanawiałem się nad wyborem kolejnego serialu. Drogą eliminacji pod kątem klimatu, na który miałem ochotę doszedłem do wyboru między Zero Hour  a Channel Zero: Candle Cove. Ostatecznie, tym razem już metodą na chybił trafił, stanęło na tym drugim. I w sumie nie zawiodłem się. Pomysł na  Channel Zero jest jednocześnie prosty, a zarazem na swój sposób genialny. Jest to serial, który postawił sobie za zadanie przedstawienie w formie telewizyjnej, na zasadzie antologii, co bardziej popularnych creepy past. Wielbicielom grozy nie muszę tłumaczyć czym one są i, niezależnie od ich lepszego lub gorszego poziomu, jest to…

Czytaj dalej