Autor: homer

Przy okazji recenzji Krwawego Lodowca wspominałem o zjawisku filmowych kopii w kinie grozy, które mogą się udać. Albo nie. I wówczas pisałem, że widziałem ostatnio dwa filmy mieszczące się w ramach tego zjawiska (no, potem mi się odkorkowało i w sumie trzy). Tym drugim jest właśnie właśnie Bornless Ones. Oszczędźcie mi powtarzania się i w ramach wstępu do tej recenzji przeczytajcie wstęp do tej recenzji: http://dobryhorror.pl/krwawy-lodowiec-blutgletscher/ Czy Bornless Ones udało się to, co (moim zdaniem) udało się Krawemu Lodowcowi? Hmmmm. Prawie. Skopiowany materiał jest równie ikoniczny, a nawet chyba bardziej, niż ten w Blood Glacier. Oto grupa młodych ludzi przenosi…

Czytaj dalej

I znów się mi zrobiła gigantyczna kolejka horrorów do opisania (filmy, książki, komiksy). No to wybieram- Aplik@cję. A wybieram tak z kilku powodów: a) film jest nowy, więc na pewno często wyszukiwany w internecie, b) na stronie horroryonline.pl był ostatnio jednym z najczęściej oglądanych c) chcę mieć to już za sobą:P Już sam tytuł, skrót fabuły czy okładka sugerują dwie cechy obrazu, z których jedna mnie przyciąga a druga odrzuca. Przyciąga mnie oczywiście wykorzystanie do straszenia nowych technologii, co moim zdaniem jest nie tylko słusznym kierunkiem w kinie grozy, ale może nieść ze sobą pewne przesłanie. Dodatkowo, większość filmów, które…

Czytaj dalej

Wśród ostatnio oglądanych horrorów trafiły mi się dwa przypadki zjawiska filmów  stanowiących w zasadzie niemal bezczelną „zrzynkę” wcześniejszych filmów. Zazwyczaj skutkuje to negatywnym odbiorem seansu, wtedy gdy jest to skutkiem braku pomysłów (oh noez, not againz),  ale w niektórych, nielicznych przypadkach wręcz przeciwnie. To „wręcz przeciwnie” wymaga przed wszystkim a) dobrego materiału źródłowego b) tego by bezczelna kopia była przejawem uwielbienia dla oryginału (a nie braku pomysłów). Krwawy lodowiec, w mojej skromnej opinii, jest właśnie raczej takim przykładem „pozytywnej kopii”, na oglądaniu której bawiłem się całkiem nieźle, a zrzynka z klasyki nie tylko nie ciążyła filmowi, ale nawet bardzo wpłynęła…

Czytaj dalej

„Split” to najnowszy twór M. Shyamalana, reżysera „Szóstego zmysłu” a także między innymi „Znaków”, „Osady” czy „Wizyty”. O ile pierwszy z wspomnianych tytułów to bezdyskusyjne arcydzieło, o tyle oceny pozostałych wymienionych obrazów są, delikatnie mówiąc, zróżnicowane- od pozytywnych po naprawdę bardzo negatywne. Nie da się jednak reżyserowi odmówić charakterystycznego stylu. Dzieła Shymalana to zwykłe fabuły z pogranicza thrillera, horroru i fantastyki, z charakterystycznym, tajemniczym klimatem i obowiązkowym super duper twistem, który jest albo fantastyczny, albo z d…sufitu. Nie da się ukryć, że Shyamalan jest reżyserem popularnym a jego filmy są mocno promowane, choć trudno stwierdzić, czy to zasługa „Szóstego zmysłu”…

Czytaj dalej

Eeeeh, muszę się poskarżyć, że nieciekawy film widziałem. Mowa o Strefie X 2 (tytuł brawurowo przetłumaczony z Monsters: Dark Continent). Może na mój odbiór wpłynęło to, że umknął mi fakt, że jest to podobno część druga jakiejś części pierwszej (podobno niezłej) i zostałem wrzucony w sam środek pewnego uniwersum, w którym tytułowa strefa (w wersji polskiej) i potwory (w wersji angielskiej) już sobie w najlepsze istnieją bez wyjaśnienia ich genezy? Ale to chyba jednak nie to, bo w akcja, która ma miejsce w Strefa X 2, jest niezależna od części pierwszej (mimo tego samego uniwersum), a przy tym jest …..nudna …

Czytaj dalej

Jako fan Grahama Mastertona i samozwańczy znawca jego twórczości, dzielę sobie ją (na potrzeby własnych o niej rozmyślań) zasadniczo na dwie kategorie. Pierwsza z nich to (jak ja to sobie nazywam) „oldschool Graham”, do  której to szufladki/ kategorii wrzucam wszystkie te utwory, od których zaczynałem moją przygodę z pisarstwem Brytyjczyka czyli „Tengu”, „Manitou”, „Czarny Anioł”, „Rytuał”, „Bezsenni” i inne dzieła spod znaku „wywracania na lewą stronę”, „zjadania się żywcem” tudzież „wysysania wątroby na żywca przez słomkę”. W drugiej kategorii „newschool Graham” umieszczam utwory bardziej klimatyczne (i zwykle późniejsze pod względem chronologii, choć to nie reguła). Do tego wora wrzucam np „Panikę”…

Czytaj dalej

Desperacja Stephena Kinga, to spośród pozycji mistrza, jeden z tych tytułów, który wywołuje tzw. „mieszane uczucia”. To znaczy wśród danego konkretnego odbiorcy, raczej jasno zdefiniowane,  z tym, że właśnie wśród fanów Kinga, tytuł ten wywołuje oceny zgoła rozbieżne. Jedyni odsądzają go od czci i wiary i czego tam jeszcze, oceniając, że jest to jedna z gorszych pozycji autora. Inni z kolei, chwalą za klimat, czasem nazywając nawet jedną z najlepszych książek Kinga. Oczywiście jest też tak zwany prawdopośrodkizm, według którego jest to książka dająca się czytać bez bólu, momentami wciągająca, ale też taka, że jak sobie ją odpuścimy to niewiele…

Czytaj dalej

Nie jest tajemnicą, że na nasze (adminów tego bloga) doświadczenia z dziedziny literatury grozy składa się lektura głównie dwóch autorów- Stephena Kinga i Grahama Mastertona. Oczywiście mieliśmy też do czynienia z innymi pisarzami, ale dwóch wymienionych mamy ogarniętych naprawdę mocno. I obu bardzo lubimy. Co jest trochę dziwne, bo przecież stylem odbiegają od siebie biegunowo. Masterton jest znany z krótkich w sumie powieści, w których króluje krew, przemoc, brutalność, mocne sceny seksu a szwarccharakterami są demony wyjęte z różnych kultur i wierzeń; Stephen natomiast to król długich, ciągnących się fabuł, z licznymi wątkami obyczajowymi, opasłych tomisk, w których wszechobecna jest niepokojąca…

Czytaj dalej

Recenzję kolejnego anime tj. Perfect Blue, zacznę od dwóch krótkich refleksji. Pierwsza- ostatnio ktoś na grupie Fanów Horroru, zapytał o polecenie dobrego thrillera psychologicznego, ja przed udzieleniem odpowiedzi, pomnąc na zamieszczania terminologiczno-gatunkowe, najpierw poprosiłem o zdefiniowanie i podanie przykładów gatunku. W sumie nie byłem pewny, co się kryje pod „czystym” thrillerem psychologicznym. Dziś już bogatszy w wiedzę, że kryje się m.in. Perfect blue. Druga -trhiller psychologiczny, czy inny gatunek, w zasadzie każdy film można zrobić na dwa sposoby. Generalnie można zrobić film „rasowy” gatunkowo, ale to trzeba umieć w takie kino. Albo można zrobić świnkę morską- co to wiadomo, że…

Czytaj dalej

„Bye bye man” obok „Get out” zapowiadał się na jeden z najgorętszych tytułów grozy ostatnich miesięcy. Był  obecny w mediach i mocno  reklamowany a to, co było pokazywane na trailerach, teoretycznie zapowiadało sensacje rewelację, ale bardziej wprawne horrowe oko w materiałach promocyjnych z pewnością dostrzegło, delikatnie mówiąc, znajome motywy (i pisząc „delikatnie” mam w głowie zwrot „jesiotr drugiej świeżości”). Osobiście miałem przeczucie, że obraz niczym mnie nie zachwyci,  że będzie dość mocno komentowany w internetach oraz, że opinie będą różne. I faktycznie, komentarzy jest sporo, opinie są różne, a co do osobistych odczuć to… za chwilę.  Najpierw trochę fabuły. Ale w…

Czytaj dalej