Wszyscy długo czekaliśmy na ten serial i większość z nas miała cichą nadzieję, że zostaniemy rzuceni przez niego na kolana i z bananami na twarzach będziemy mogli powiedzieć „tak, na to właśnie czekaliśmy”.
Czy Raimiemu u Campbellowi udało się oddać klimat filmowej trylogii i ponownie zachwycić publiczność? Mogę mówić tylko za siebie, ale niestety, nie jest to taki powrót, na jaki czekałem.
Od wydarzeń z „Armii Ciemności” minęło już wiele lat, a jak to zwykle bywa, nawet najwięksi herosi starzeją się z mniejszą lub większą godnością. Pozbawiony prawej ręki Ash korzysta teraz z badziewnej protezy, wykorzystując fikcyjną historyjkę o niej do zaliczania panienek, a fizycznie w niczym nie przypomina już swojej wersji sprzed lat.
Znany ze swej ignorancji, głupoty i lekkomyślności Ash, podczas palenia zioła, by zaimponować goszczonej przez siebie panience odczytuje kilka wersów z Necronomiconu, budząc tym złe moce.
Przez cały pierwszy sezon będziemy podziwiać jego „próby” posprzątania gówna, które sam narobił, a pomagać mu w tym będzie parka młodziaków. Uważający go za swojego idola Pablo oraz Kelly, narwana i pyskata panienka, zawsze skora do kopania tyłków.
Ludziska co chwila konfrontują się z piekielnymi mocami, odsyłając je do niebytu, a wszędzie gdzie się pojawią, ciągnie się za nimi ślad krwi, bebechów i potwornie okaleczonych trupów, więc niedziwne, że zaczyna interesować się nimi policja.
Pojawia się tu także Lucy Lawless czyli serialowa Xena, która jeszcze bardziej namiesza w kotle i ma swoje własne, bardzo niejasne i tajemnicze cele.
Serial ten jest bardzo nierówny, zdarzają się odcinki zarówno słabe jak i naprawdę dobre, ale tym co muszę pochwalić, jest spora ilość krwi i przerysowanej przemocy, miła, acz naciągana fabuła i sporo smaczków dla takich fanów jak ja.
Ubolewam jednak nad tym, że sporo rzeczy zostało spartolonych. Mam zastrzeżenia do kiepskiej jakości slap stickowego humoru i głupich akcji, jak ta z laleczką (kto widział, ten wie), ale to już kwestia gustu, tak więc za bardzo nie będę się tego czepiał.
Nie wybaczę natomiast jednego. Potwornej ilości schematycznych zagrywek, podczas których widz dokładnie wie czego się spodziewać.
Widać to zwłaszcza w scenach walk, gdzie zamiast po prostu rozerwać komuś łeb, bohaterowie oraz demony muszą na chwilkę przystopować, rzucić głupim tekstem lub samym wrogiem o najbliższą ścianę, zamiast wziąć się do roboty. Takich sytuacji jest tu ogrom i jest to po prostu męczące.
Zmuszałem się trochę, by dotrwać do końca pierwszego sezonu i choć nie była to zła rozrywka, to spodziewałem się czegoś znacznie ciekawszego.
Jeden komentarz
Miałam nieprzyjemnośc. Sądzę, że w swej ocenie jesteś zbyt łaskawy 😉
K.