Kumpel z pracy zachował się haniebnie i zepsuł wam ładowarkę? Teściowa doprawiła niedzielny rosół środkiem na przeczyszczenie, żeby upokorzyć was przed córką? Jeśli spotkało was coś takiego (a pewien jestem, że tak), radzę zapamiętać jedną rzecz.
Zemsta nie zawsze musi być dokładnie zaplanowana i misternie zrealizowana, ponieważ czasem wystarczy popuścić wodze fantazji, walnął pół litra bez zagrychy i z zimną krwią odegrać się na swoich prześladowcach w sposób iście makabryczny… czyżbym namawiał was do stosowania przemocy? Więc zapomnijcie o tym co przed chwilą napisałem.
Jednakże tytułowy bohater, któremu pewien psychol żywcem spalił żonkę, wziął sobie do serca moje niezbyt pacyfistyczne rady i wyruszył w niekoniecznie długą, acz liczną w krwawe sceny podróż, w której całkiem spora liczba osób kończy jako papka… taką moc mają mocarne pięści długowłosego mściciela.
Każdy jednak potrzebuje, by go czasem poklepać po ramieniu i szepnąć do ucha miłe słowo, nawet jeśli oddech „dobrej duszy” capi jak zalegające w odpływie truchło. Tak więc ciekawostką może okazać się dla was fakt, że couchem Adama będzie kryjący się w jego cieniu stwór o aparycji przywodzącej na myśl dziecko, ze zgniłą pomarańcza zamiast głowy.
Jeśli spodziewacie się zakręconej jak świńskie jelita fabuły i zaskakujących zwrotów akcji, to będę musiał ugasić wasz zapał. Historia jest prosta, choć jednocześnie wciągająca i miło współgra z przerysowanymi scenami mordu, których dopuszcza się ostro przepakowany sterydami Adaś.
Wielbiciele nieco tandetnych, acz klimatycznych filmów z pod znaku „latającej wątroby” powinni być wpiekłowzięci, a ja osobiście mam nadzieję, że czubek, który popełnił ten film nie poprzestanie na tym i w przyszłości zarzuci widzów jeszcze większą ilością bebechów oraz mrocznego, dziwacznego klimatu.