Wyobraźcie sobie dziwną, kompletnie przekształconą rzeczywistość, w której kultowe postacie ze srebrnego ekranu są tak realne, jak kozojebcy w turbanach, wysadzający się nieopodal naszych granic. Zawiało grozą? Powinno.
Tak się akurat nieprzyjemnie składa, że pewien morderca w kapeluszu, uzbrojony w dobrze wam znaną rękawicę z brzytwami, postanowił zmienić miejsce zamieszkania i w tym celu, dryfując po gasnących umysłach swych ofiar zabrnął aż do Las Vegas.
Na miejscu okazało się, że tutejsi nastolatkowie znacząco różnią się od tych z ulicy Wiązów i nie tak łatwo jest ich wziąć z zaskoczenia, by popuścili w gacie. Co gorsza, ich wyobraźnia przypomina przeterminowaną mielonkę, tak więc Freddy musi znaleźć sposób, by zmiękczyć ich twarde łby i tym samym móc mordować bez żadnych przeszkód.
Z pomocą przychodzi niedoceniana i zapomniana już maskotka imieniem „Elmo”, która łączy siły z naszym ulubionym rozpruwaczem, mając w tym swój własny cel. Chce on zemścić się na ludziach za lata żenującej egzystencji, na którą został skazany, a ma się jak wykazać, bo nikt nie wie tyle o dojrzewających chłopcach, co dawny ulubieniec dzieci.
W tym miejscu muszę was przeprosić, ale cały tekst, który widnieje powyżej, to jedna wielka ściema. Napisałem go na szybko, bo prawdziwa fabuła jest tak koszmarnie zła i bezsensowna, że musiałem jakoś urozmaicić sobie pisanie recenzji.
Nim zamachniecie się na mnie czymś ostrym, opowiem wam, o czym ten film jest tak naprawdę…. albo chociaż spróbuję.
Dwie koleżanki sprowadzają do domu sławną pacynkę Jezusa, która ma swój program w TV, a ta lata po domu podziwiając gówna w toalecie i rozprawiając na tematy teologiczne. Jedna z panienek, prócz gadek o posuwaniu się z psami, niejako przy okazji ostro beszta eks laskę swojego nowego faceta i przesyła jej strzał prosto w ryło, za pomocą jakiejś cudownej aplikacji.
Reżyser tego dzieła, Bill Zebub, wcielający się tu w samego siebie stara się zaliczyć jakąkolwiek panienkę i zaistnieć w filmowym świecie, ale nie pomaga mu w tym fakt, że dowalił się do niego łysawy facet, który wcześniej groził pluszowemu misiowi bronią… mam mówić dalej? Naprawdę wierzycie, że to ma jakiś sens?
To jest jakieś cholerne nieporozumienie, które aż odechciewa się recenzować, bo jedynym nawiązaniem do filmów o Freddym jest to, że przeróżne Muppety kopulują z nagimi panienkami w ich snach. Super, tego właśnie oczekiwałem po tytule.
Ja idę się dopić na mieście (zasłużyłem), a wy ostrzeżcie swoich znajomych przed tym paździerzem, nim popełnią błąd, którego będą żałować.