VAMPIRE VIXENS
–
WAMPIRCZNE LISICE
Doskonale rozumiem autorów tego dzieła i w stu procentach popieram decyzje, które zapadły na planie. O co mi konkretnie chodzi? O to, że jeśli nakręciło się już pięćdziesiąt procent filmu i nie ma się pojęcia jak sprawić, by był choć minimalnie interesujący, na szybko dokręca się ujęcia przedstawiające seks lesbijski.
A jest tu tego sporo! Panienki wymyślnie kopulują, migdalą się i macają, jakby robiły sobie zapas na miesiące posuchy i nikt nie śmie im w tym przeszkodzić… chyba, że inne babki, które dołączają się do zabawy.
Prawdziwym trzonem fabularnym jest jednak epicki pojedynek pra, pra, pra, pra, prawnuka legendarnego łowcy wampirów, który zmierzy się z Draculą, krwiopijcą płci żeńskiej (!), która została przywołana do tego świata przez maminsynka w pinglach.
Ów odludek, którego własna matka uważa za geja, staje się sługą wampirzycy i ma za cel jedno. Zabić potomka słynnego trupobójcy, który obecnie zajmuje wysokie stanowisko w firmie, zajmującej się szeroko rozumianą reklamą.
Z chwilą, gdy mroczna paniusia pojawia się w naszej rzeczywistości, w umyśle młodziaka następuje zmiana. Dusza pradziadka łączy siły ze swym krewniakiem, lecz niestety wychodzi to nad wyraz dziwnie. Pogromca staje się kompletnym kretynem, który widuje owłosione wróżki z zarostem i raz po raz broni się przed nieudolnymi atakami prawiczka w okularach.
I tak to się cholera ciągnie. Dobrze, że mogłem popatrzeć sobie na gołe panienki, bo inaczej byłoby ze mną naprawdę źle, a jak się domyślacie, produkcja ta nie oferuje nic, poza kilkoma głupimi żartami i (pół)nagimi panienkami.
Szkoda czasu i pieniędzy na piwko. Zaręczam.
Dla zainteresowanych:
Zwiastuna brak
Werdykt: