Wróciliśmy z urlopów i jedziemy dalej z tematem
Tytuł odcinka: 157 Lucyferdek
Premiera: 19.03.2004
Reżyseria: Okił Khamidov
Scenariusz: Robert Lewandowski, Tobiasz Lewandowski
Każdy fan Kiepskich wie, że wczesne sezony mają inny klimat niż „środkowe” sezony a „środkowe” inne niż późniejsze. „Środkowe” odcinki często za pomocą karykatury i wyolbrzymień komentuje zjawiska społeczno socjologiczne a czasem polityczne. Natomiast wcześniejsze pomocą absurdu o poziomie przekraczającym wszelkie możliwe normy czasami pokuszają się o o ogólniejsze, uniwersalne refleksje. Tak jest w tym odcinku. Poziom absurdu jest tu olbrzymi nawet jak na Kiepskich. Zaczyna się wizją piekła, gdzie jeden z szatanów spowiada się i w ramach pokuty dostaje nakaz sprowadzenia do piekieł jak największej dewotki. Zgadnijcie na kogo pada wybór? Diabełek sprowadza do piekieł babkę Rozalię udając tancerza erotycznego i przebierając się za koziołka matołka. Ferdek chcąc nie chcąc (brak rentki doskwiera) rusza do piekieł odzyskać babkę. Niezła fabuła, co nie?
Odcinek trochę nie równy. Zabawny, ale czegoś mu brakuje. Wbrew pozorom śmieszniejsza jest pierwsza połowa odcinka, gdy diabełek hasa po kamienicy na Ćwiartki 3/4, gada z Pażdziochem i filtruje z babką. Głupie to niemożebnie, ale klimat pierwszych sezonów leje się z ekranu. No i Krystyna Feldman to mistrzyni. Druga połowa jest bardziej refleksyjna, ideowa wizja piekła jest typowa i standardowa dla „poważnych” horrorów o piekle. Ogólnie nie wychodzi to tak śmiesznie jak by się chciało, ale jest parę „grubych” momentów. Najlepszy jest głos arcyszatana porównujący Ferdka do Orfeusza (serio!) i pytający czy ten ma chociaż lirę. A gdy Kiepski odpowiada, że ma kaszankę i pół litra, stwierdza- O tempora o mores!. Generalnie cały ten głos arcydiabła i jego odzywki są dobre. Absurdalnie śmieszna jest też tańcząca i śpiewająca delegacja kółka różańcowego i Ferdynand pijący wodę z wazonu (ma kaca po imprezie w piekle). W gruncie rzeczy jednak ten cały „przeabsurd” nie jest tak zabawny jakby się wydawało, znaczy zdaje mi się, że z takiej fabuły można by wyciągnąć więcej.
Nawiązania do horroru: piekielnie dosadne. Historia niczym z rasowego horroru np tak dobrego jak „Jako w piekle tak i na ziemi” a nawet tak słabego jak „Voodoo”. Idea piekła w stylu od zawsze obecnym w obrazach devil/hell a na końcu twist z prawdziwego zdarzenia będący zarazem pointą, a dla bohatera taki, jak to często bywa w takich opowieściach. W sumie mocne 6/10
Tytuł odcinka: 113, Armagiedon,
Reżyseria: Okił Khamidow,
Scenariusz: Aleksander Sobiszewski, Katarzyna Lewandowska,
Premiera: 4 września 2002
Odcinek równie klasyczny, co Spirytyści a może nawet bardziej. Chyba jeden z moich ulubionych wczesnych odcinków. W „Armagiedonie” okazuje się, że zbliża się koniec świata, o czym informuje Diabeł w telewizji. Mieszkańcy kamienicy przy Ćwiartki 3/4 szykują się do zbliżającej się katastrofy, każdy po swojemu. Babka z kółkiem różańcowym kopie schron w piwnicy „fedrując na środku”, Boczek szykuje balon, który „pomieści wszystkich” i który ma zamiar napełnić „a choćby i swoimi gazami”, a Marian buduje arkę, na której miejsce jest tylko dla niego- żonę ma zamiar ciągnąć w balii za arką. Wszyscy oczywiście uważają, że robią to dla ratowania świata. Ferdek natomiast jak zwykle nie robi nic, jednocześnie celnie nie mając złudzeń, co do prawdziwych intencji sąsiadów, bo „nieprawda, dla ratowania własnej dupy to robią”. Po drodze, niczym w Dżumie Alberta Camus lub Titanicu obserwujemy zachowania ludzi wobec zagrożenia, w tym walkę o deskę od kibla, czy znalezienie miejsca dl Boczka na tratwie Mariana, gdy okazuje się, że Arnold „ma dolary”, aż po finałowy akt poświęcenia Ferdka, niczym John Constantine
Bardzo dobry odcinek. Kapitalny pomysł wyjściowy, masa śmiesznych scen i tekstów i finał, który zapada w pamięć. A nawet kilka mądrych obserwacji i przesłań. 8,5/10 Nawiązanie do horroru: ostateczne. Wiecie: „I stanie się koniec” i te sprawy. Ponadto najpotężniejsza wersja Szatana w historii kultury. Mieczysław Antychryst > Lucyfer Morningstar, bo cóż może przebić zdolność przemieniania w beret Paździocha?
Tytuł: 160 Zbrodnia i kara
Reżyseria: Okił Khamidow
Scenariusz:Patrick Yoka
Premiera: 16 kwietnia 2004
Odcinek oparty na tak dziwnym pomyśle, że ja wymiękam. Paździoch popłynął mocno i nie mogąc dostać się do mieszkania szuka kogoś kto go przenocuje. Kiepski z synem świadomi cen jakie zgarniają wytrzeźwiałki (hłe, hłe) postanawiają za drobnym wynagrodzeniem pomóc sąsiadowi. Z braku miejsca chowają go w kanapie…..która ląduje następnego dnia na wysypisku, gdzie zostaje spalona (Halina za namową Mariolki kupiła bowiem nową). Następnie mamy wiele scen zarówno śmiesznych, jak i z przesłaniem (np. gdy Ferdek z Waldkiem prześcigają się w wspominkach jakim to Paździoch wielkim był człowiekiem, przez „duże Ć” i w ogóle nikt go nie uważał za mendę) po czym…..następuje jedna z najśmieszniejszych (oczywiście w naszej opinii) scen w historii ŚWK, tj. odczytanie testamentu Paździocha, w którym Marian podsumowuje swoich sąsiadów i żonę (scena złoto, kwintesencja humoru tego serialu, śmieszy za każdym razem). A potem jeszcze pointa szekspirowsko-kiepska pointa o tym, co się nie śniło fizjologom, poprzedzona błyskotliwym wykonanie Jeziora Łabędziego. Absurd w najlepszym wydaniu
Odcinek cudnie absurdalny, śmieszny, a momentami nawet refleksyjny. 8,5/10. Nawiązanie do horroru: bardzo luźne. Doskonale wpisujące się w dyskusje: „to nie jest horror!”. Ale tak se myślimy, że na poważnie to byłby dobry materiał na thrillero-komedio-dramat z humorem czarnym jak smoła. A poza tym szukaliśmy pretekstu żeby jeszcze raz wysłuchać „testamentu Paździocha”.