THE FLY
–
MUCHA
Uwielbiam klasyczne filmy i kompletnie nie rozumiem precli, którzy leją na nie ciepłym moczem zachłystując się jednocześnie jedynymi słusznymi cechami współczesnych produkcji: rozmachem, efektami specjalnymi, juchą.
Będąc fanem bardziej współczesnych odsłon „Muchy”, postanowiłem uzupełnić zaległości i pod osłoną nocy (druga zmiana nie wybiera) odpaliłem sobie to dzieło.
Już od pierwszych minut czułem się jak polski polityk, który przypadkiem pojawił się na obradach sejmu.
„Dlaczego wcześniej tego nie doświadczyłem? Co zaprzątało moją głowę, że dopiero teraz zdecydowałem się pójść krok dalej?”
Scenariusz tego filmu jest odjechany i co ciekawe, Cronenberg, który wyreżyserował remake nie skopiował bezczelnie wizji Neumanna, lecz zapożyczył pomysł i rozbudował inne elementy.
Co za tym idzie, oba filmy, choć mają ze sobą wiele wspólnego, skomponowane są w zupełnie inny, oryginalny sposób.
W tej wersji, żona naukowca już na samym początku filmu miażdży swojego ukochanego małżonka za pomocą prasy hydraulicznej… dwa razy. Następnie wzywa swojego szwagra, który wraz z nadzwyczaj uprzejmymi policjantami przybywa na miejsce zdarzenia.
Panienka, choć przyznaje się do wszystkiego za diabły wszelakie nie zamierza zdradzić nikomu szczegółów morderstwa, zachowując się, jak gdyby jej występek można by porównać do zdzielenia korkową tablicą bezpańskiego psa.
Gdy po czasie na jaw wychodzi jej dziwne zainteresowanie muchami domowymi i zostaje postawiona przed przysłowiową ścianą, opowiada jak oraz dlaczego doszło do morderstwa.
Więcej nie ma co zdradzać. Ci, którzy widzieli remake z pewnością wiedzą o co biega, ale nawet oni (jeśli jeszcze nie zapuścili patrzałką na oryginalną wersję) znajdą tu wiele ciekawych pomysłów i miażdżące suty zakończenie.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=Hdv4QA-O1bg
Werdykt: