FALLOUT: PEWNEGO RAZU NA PUSTKOWIACH MOJAVE
Uwielbiam Fallouta. Uwielbiam go tak, że stworzyłem sobie Pip-Boya ze starej bransoletki mamy, Nokii 3310 oraz taśmy samoprzylepnej… to znaczy stworzę, jak zbiorę fundusze.
W każdym razie, w oko wpadł mi wczoraj niespełna dziesięciominutowy filmik wyprodukowany przez Red Horizon Team Studio, grupkę zapaleńców amatorów, którzy wykradając oszczędności swoich młodszych sióstr zrobili składkę i nagrali recenzowane tu dzieło.
W czasie krótszym, niż potrzebny jest do napompowania średniej wielkości materaca podziwiamy perypetie samotnego wędrowca, którego karma nieledwo zbliżona jest do anioła stróża. Długowłosy i dobrze nawodniony młodzian jest świadkiem ataku kilku bandytów na wesołego, obwoźnego handlarza.
Tuż przed jego egzekucją nasz bohater wkracza do akcji prując do złoczyńców pociskami 7.62 mm, wykorzystując system V.A.T.S (Vault-Tec Assisted Targeting System) by skuteczniej zabijać i zdobywając przy tym około 100 XP.
Choć opowieść jest ultra prosta, to na plus należy zaliczyć cieszące oko i ucho efekty wystrzałów i ciosów. Czuć impet pocisku trafiającego w ludzką tkankę, a to już bardzo fajnie wpływa na jakość produkcji.
Przyczepić się jedynie mogę do mało Falloutowych strojów oraz plenerów, gdzie wyraźnie widać odcinającą się od piaszczystych terenów zieleń i to w całkiem sporych proporcjach.
Chciałbym żeby chłopaki poszli w tym kierunku, zainwestowali w porządne ubiory oraz wybrali się na dalsze poszukiwania pejzaży i dokręcili jeszcze kilka, nieco bardziej urozmaiconych fabularnie odcinków.
Jak dla mnie jest to bardzo sympatyczna, rokująca na przyszłość produkcja.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: