Udręczeni to film, który , jak dla mnie, jest niezłym przykładem dość interesującego zjawiska, które polega na tym, że w zasadzie dla twórcy horroru jednym z najbardziej ryzykownych pomysłów jest kręcenie filmów „bezpiecznych”. Polega to mniej więcej na tym, że jeśli ktoś chce zachowawczo nakręcić obraz złożony ze znanych i lubianych motywów i dodatkowo opowiadający sprawdzoną historię z zamiarem aby film się generalnie wszystkim podobał (oczywiście przy założeniu pewnych umiejętności w wykorzystaniu tych motywów) to ryzykuje (dość poważnie) jednocześnie tym, że wszyscy na film położą jedno wielkie „meh”, w myśl zasady: „Panie, myśmy to już pińcset plus razy widzieli”.
Haunting in Connecticut (ja bym twórczo tłumaczył „Udręczeni w Connecticut” a co!) jest właśnie takim obrazem, skrojonym w zasadzie do kin dla mniej zawodowych fanów horrorów, ale za to do którego, jak się wydaje, twórcy chcieli się przyłożyć na tyle poważnie żeby trudno było się do czegoś przyczepić.
A więc czy ostatecznie wyszedł im dobry horror? Moim zdaniem tak.
Nie zdradzając za wiele napiszę, że oczywiście jest to historia o nawiedzeniu, dokładnie o nawiedzonym domu, ale nie w stylu Ammytville czy Ducha, ale bardziej z gatunku Mystery jak Szepty, Inni, Obecność (w szczególności część druga), (trochę przez analogię) Sierociniec itp. czyli miejsce ma jakąś dramatyczną historię, która wpływa na obecnych mieszkańców i która się powoli odkrywa, aż do obowiązkowego twistu w finale. W zasadzie dla mnie ten gatunek jest jednym z wdzięczniejszych rodzajów horrorów bo niejako jest dla wszystkich (wiem, wiem, zaraz zarzut, że czyli, że dla nikogo, i w ogóle świnka morska bo ani świnka ani morska) i widzę potrzebę istnienia i kręcenia takich filmów i piszę to ja, który za jedną z lepszych rzeczy jakie widziałem ever uważa Frankesteins Army.
Ten gatunek kina grozy ma potencjał do korzystania ze środków, które zawsze dobrze robią horrorowi, głównie suspensu, który sprawia, że horrory bywają straszne, ciekawe i dzięki któremu nie chce się wyjść w połowie z kina.
Tu ten suspens jest utrzymany na przyzwoitym poziomie i dobrze z nim współgra lekkie, w stosunku do średniej, pogłębienie postaci i gra aktorska. Niemniej jednak gdyby tylko to, to film ze względu na swoją, nie bójmy się tego powiedzieć, lekką wtórność, byłby szybko do zapomnienia. Jednak twórcy znany szablon troszkę ubarwili. Środkiem to tego, nieco odróżniającym ten film od innych podobnych, jest, może nie jechanie po bandzie, ale tak zwane dołożenie do pieca.
Historia jest trochę bardziej mroczna niż zwykle w tego typu filmach, sceny są trochę bardziej krwawe niż zwykle, klimat jakby trochę cięższy, motywy bardziej brutalne (nekromancja itp) i napięcie jakby bardziej dramatyczne (to akurat duża zasługa w szczególności jednego aktora). Trupów też jakby więcej się okazuje. Do tego dodano kilka różnych elementów zaczerpniętych z innych gatunków horrorów, ale mimo, że są to zagrywki całkiem znane to są podane jako dodatek i nie zdominowały historii. W konsekwencji dostajemy dość klasyczną historię (ale to klasyka wdzięczna dla horroru) w nieco bardziej emocjonującym, w sensie dynamicznego straszenia, wydaniu.
Rozumiem tych co będą zżymać się na pewną zachowawczość i wtórność, ale ja tam raczej doceniam dobrze wykonane, po hollywoodzku, standardy, z odpowiednią domieszką solidnie wykorzystanych, mocnych klasycznych środków kina grozy.
Dobry horror na seans w grupie znajomych, z których nie każdy musi być off-koneserem.
http://horroryonline.pl/film/udreczeni-the-haunting-in-connecticut-2009/915