Z pomysłem zrecenzowania komiksu „Z piekła” nosiłem się od wielu miesięcy, ale, za każdym razem gdy siadałem do klawiatury, rezygnowałem. Po prostu nie wiedziałem jak zacząć, jak ugryźć coś takiego, jak w ogóle oddać to, czym jest to dzieło. Zwykle w recenzjach staram się rzucić jakimś żartem, pisać z dystansem i przymrużeniem oka, ale w tym wypadku nie udałoby mi się nawet, jakbym bardzo się starał.
To może tak-komiks „Z piekła” (w oryginale „From hell”) opowiada historię Kuby Rozpruwacza, a jej autorem jest scenarzysta Alan Moore, który z kolei, wymyślając tę opowieść, posiłkował się wieloma materiałami źródłowymi-aktami sprawy, doniesieniami prasowymi, wieloma książkami i pracami na temat pierwszego seryjnego mordercy, a przede wszystkim książką pod tytułem „Jack The Ripper-final solution”, która jest dziełem z gatunku tzw. historical fiction.
No właśnie-Moore- muszę o nim wspomnieć, gdyż samo uświadomienie sobie, jakie rzeczy wyszły spod pióra tego pana, już na starcie daje niejakie świadectwo tego, czym jest powieść graficzna „From hell” (często zwrot „powieść graficzna” jest nadużywany, ale do „Z piekła” pasuje bardziej niż gdziekolwiek indziej). Otóż pan Moore (jeśli by ktoś jeszcze nie wiedział) jest autorem takich historii jak „Strażnicy” (Watchmen), „V jak Vendetta” czy „Zabójczy Żart”. Powiedzieć, że są to świetne fabuły, byłoby olbrzymim umniejszeniem znaczenia tych dzieł. Przecież każde z nich odcisnęło piętno na popkulturze, maska Guya Fawksa na przykład stała się rozpoznawalnym na całym świecie symbolem ruchów antysystemowych na równi z podobizną Che, postać Jokera zagrana przez Ledgera (która stała się już kanoniczna ) zawdzięcza komiksowi „Killing joke” o wiele więcej niż większość fanów filmu „Mroczny Rycerz” może przypuszczać, zaś o wpływie „Strażników” nie tylko na medium komiksowe ale na całą popkulturę to nawet nie ma co wspominać, bo gdybym miał to zrobić to pewnie skończyłoby mi się miejsce w internetach. W zestawieniu z tymi arcydziełami, „From Hell” zdaje się być tworem najmniej istotnym, wszak opowiada znaną wszystkim historię, która opowiedziana była już milion razy i na milion sposobów, a na dodatek sam komiks bardzo mocno bazuje na wspomnianej wcześniej książce. Wydawałoby się więc, że Moore w tej historii prochu już nie wymyśli, nie będzie wywarzał otwartych drzwi itd., ale zaraz…przecież to Alan Moore!
-Nie jestem Kuba, jestem William!
Jakby się zastanowić najlepszym sposobem opowiedzenia historii o tajemniczym zabójcy, jest sposób opowiadania, w którym autor historii daje nam różne poszlaki i myli tropy, żeby w finale odkryć tożsamość szaleńca (tak zrobiono w ekranizacji komiksu). Ale oczywiście Alan Moore nie byłby sobą, gdyby poszedł tak oczywistą ścieżką. I chwała mu za to! Wszak historia Rozpruwacza jest jedną z najczęściej opisywanych, interpretowanych, reinterpretowanych, rozkładanych na czynniki pierwsze, historii o seryjnym mordercy w dziejach kultury w ogóle, więc pokazanie w tej materii czegoś nowego wydaje się niemożliwe. Ale nie dla Alana Moore’a. Otóż scenarzysta postanowił nie robić tajemnicy z tożsamości mordercy i zdradza ją prawie na samym początku. Ma to olbrzymi wpływ na narrację, odbiór dzieła i rozłożenie ciężaru wątków. A skoro autor nie robi tajemnicy to powiem-Rozpruwaczem jest sir Williamn Gull (postać autentyczna), wybitny XIX wieczny chirurg, nadworny medyk rodziny królewskiej, zaś motywy przerażających zbrodni są (przynajmniej na początku) stricte polityczne. Dzięki odważnemu zabiegowi zdradzenia tożsamości zabójcy, udało się skoncentrować historię na zupełnie zaskakujących, niezwykłych i czasem szalonych pomysłach , które czynią to dzieło tak niesamowitym i przerażającym, horrorem pełną gębą. Ale o tym w następnym akapicie, bo muszę jeszcze wspomnieć o precyzji fabuły i niewiarygodnej pedanterii w powiązaniu wątków.
Alan Moore, misternie tkając swoją historię, wykorzystał zarówno udokumentowane fakty, jak i wszelkie przesłanki z akt policyjnych, doniesienia prasowe i różne teorie (głównie z książki „Jack the ripper-final solution”) i posługując się iście (pod względem zagłębiania się w historię i próby dojścia do prawdy) dziennikarską narracją, stworzył historię tak spójną, tak wiarygodną i tak przemyślaną, że wydaje się ona czytelnikowi jedyną słuszną prawdą, i że musiało być właśnie tak a nie inaczej (a przypomnę tylko, że poszlak, wątków i niedomówień w sprawie Rozpruwacza są setki jeśli nie tysiące-same przypisy w komiksie liczą kilkadziesiąt stron). Historia, przez swą szczegółowość i spójność, jest tak wiarygodna, że mogę ją chyba porównać do licealnego casusu „Potopu”, gdzie duża część uczniów liceów wciąż wieży, że Kmicic jest postacią historyczną, a na klasówkach z historii posiłkuje się „faktami” wziętymi z trylogii Sienkiewicza. Ale to jeszcze nic! Bo chociaż sam pomysł i część wątków „From Hell” wzięta jest z wspomnianej wcześniej książki , to Alan Moore dorzucił swoją cegiełkę, która sprawia, że opisywana powieść graficzna, jest tak bardzo niesamowita na tak wielu poziomach.
Otóż do śmiałej teorii wziętej z „Final solution” autor scenariusza dorzucił niesamowicie działające na wyobraźnię, klimatyczne wątki okultystyczne.
-Przebóg!
-Haha, owszem. Lecz nie Twój.
Oprócz licznych doniesień prasowych, teorii i przypuszczeń, Alan Moore, do wzbogacenia swojej historii, wykorzystał popularną plotkę (mocno prawdopodobną) mówiącą, że sir William Gull (podobnie jak niektórzy członkowie rodziny królewskiej oraz wielu możnych Londynu) był członkiem loży masońskiej. Nie ma tu co rozpisywać się o charakterze tego ugrupowania/sekty/stowarzyszenia, gdyż obrosło ono legendami, jest bardzo tajemnicze i enigmatyczne. No i przede wszystkim dlatego, że bardzo dużo zostało pokazane w „From hell”. Otóż, prócz historii Rozpruwacza, fabuła opisywanego dzieła jest wręcz traktatem o wierzeniach, rytuałach i magii wolnomularzy. Tworzy to kolejną płaszczyznę (metafizyczną) i tak już wielopłaszczyznowego dzieła.
Pedanteria w zgłębianiu przez Moore’a tych zagadnień jest również porażająca! Dla przykładu wystarczy podać, że wszystkie morderstwa, odwzorowane co do pojedynczego cięcia (a wszystko pokazane na ilustracjach w sposób bezkompromisowy!), zostały w sposób logiczny powiązane z mitologią masońską. Fakt, że były to kobiety, liczba zabójstw, konieczność patroszenia, wnętrzności przerzucone przez lewe ramię-to wszystko znajduje uzasadnienie w rytuałach wspomnianej loży. Ale oczywiście to dopiero wierzchołek góry lodowej, bo na przykład Moore do swojej wizji zaprzągł również topografię samego Londynu. Przejażdżka sir Williama dorożką po mieście, w czasie której wykłada on woźnicy swoją chorą filozofię jest sceną tak niesamowitą, że zapiera dech w piersiach, a na dodatek ileż z niej można się dowiedzieć o masonach, ich wierze oraz samym Londynie! Pomyśleć można, że te wszystkie aspekty (które jednak można znaleźć w innych źródłach) to już dużo treści i niesamowitości jak na „zwykły” komiks. A figę! Bo rytuały masońskie widziane oczami Moore’a nie są pustym bełkotem, zabawką zepsutych i znudzonych bogaczy, ale czymś o wiele, wiele, wiele, wiele (i jeszcze dziesięć razy wiele) więcej. Są tym, w co tak naprawdę wierzą (albo udają, że wierzą) wolnomularze. A sam Rozpruwacz? Najbardziej oświeconym z oświeconych. Nie będę przybliżał więcej, bo to trzeba samemu zobaczyć, ale zdaje mi się, ze niektórzy, po przeczytaniu, sami będą skłonni uwierzyć. I to jest dopiero przerażające.
-Prosto z piekła, Netley, tak właśnie napisz.
Prosto z piekła.
Ponieważ „Z piekła” jest (teoretycznie) komiksem, parę słów należy poświęcić grafice. I tu należy ostrzec czytelników (oglądaczy), którzy przyzwyczajeni są do typowego komiksu superbohaterkskiego- rysunki z „From hell” mogą im nie przypaść do gustu. Są momentami chaotyczne, spontaniczne, czasem niedbałe (w całości w czerni i bieli). Jest to zabieg celowy. Grafika czerpie z tzw. turpizmu, co ma mocne uzasadnienie w fabule. Jak wspomniałem, wszystkie morderstwa, wiwisekcje są ukazane w całym swym „pięknie” i z wszelkimi szczegółami anatomicznymi. To samo dotyczy licznych scen seksu, a że nie jest to miłość z Harlequina, więc takie a nie inne jej pokazanie z pewnością jeszcze bardziej pogłębia odbiór historii. Trzeba też wspomnieć o architekturze-zaułki Londynu, knajpy itd rysowane są „brudną” rozedrganą kreską, zaś „okultystyczna” architektura masonów oddana jest z iście inżynierską precyzją ,co doskonale uwiarygadnia tezę o celowości zastosowanego wspomnianego zabiegu graficznego.
Podobnie jest z postaciami. Prostytutki, pijacy i szumowiny Londynu są odpowiednio brzydcy i odpychający, zaś Gull idealnie szalony. Widać to zwłaszcza w scenie przejażdżki dorożką (o której wspomniałem już wcześniej). Oddanie mimiki Gulla i tej szalonej pasji w jego oczach jest niewiarygodne a wrażenie niezapomniane (w ogóle rysownik jest mistrzem w oddawaniu mimiki postaci). Rysunki nie każdemu się mogą podobać, ale są niesamowicie przemyślane, oddające klimat historii i moim zdaniem taki właśnie styl jest najbardziej pasującym z możliwych. Oczywiście można to by było pewnie zilustrować w stylu Azylu Arkham (o tym dziele przy innej okazji), ale biorąc pod uwagę objętość dzieła (wspomniałem, że ma 585 stron?) zajęło by to milion lat. W każdym razie świat przedstawiony w „From hell” jest odpowiednio mroczny, brudny, niepokojący, odpychający, przerażający, trudny do zniesienia. Dla mnie genialne.
-Czy to już koniec?
-To początek Netley. Ledwie początek. Na dobre i złe zaczął się wiek dwudziesty.
Podobnie jak miałem problem z zaczęciem recenzji, tak mam problem i z końcem. Jak podsumować obiektywnie? Postaram się . „From hell” to przede wszystkim niesamowita historia. Naprawdę niesamowita, wielowątkowa, logiczna, wciągająca i przerażająca. Dodatkowo jest ona opowiedziana z niesamowitą dbałością o szczegóły, w prawie dokumentalny sposób, co jeszcze bardziej działa na wyobraźnię. Ale gdyby chodziło tylko o te plusy, to przecież można by było sięgnąć po książkę „The final solution”. Natomiast dzięki ubogaceniu przez Moore’a tej opowieści o motywy masońsko-okultystyczne i wykorzystanie ich w iście szalony sposób, oraz niewiarygodne poskładanie tego do kupy z innymi licznymi wątkami, przesłankami, plotkami i teoriami, „Z piekła” staje się dziełem jedynym w swoim rodzaju.
W kategorii horrorów jest zarówno slasherem, opowieścią o szalonym mordercy, horrorem psychologicznym i okultystycznym. ale też pełnym typowo ludzkiej, bardziej prawdziwej grozy- koszmaru kobiet tamtych czasów, grozy wynikającej ze świadomości bezkarności wysoko postawionych osób i świadomości bezsilności „maluczkich” (pozytywnymi bohaterami są prostytutki, a to ludzie u władzy są wynaturzeni, podli i obsceniczni) „Z piekła” jest dziełem skończonym, kompletnym. Czy jest to najlepszy komiks w historii? Niekoniecznie. Czy najbardziej przerażający, przytłaczający i najcięższy (również dosłownie-to prawie 600 stron)? Z pewnością. Z resztą, źle robię nazywając „From hell” komiksem. Nawet zwrot „powieść graficzna” nie oddaje w pełni charakteru tego, czym jest „Z piekła”. A jest to arcydzieło literatury, tyle tylko, że historia nie jest opowiedziana jedynie słowami a słowami i obrazem (to chyba nawet lepiej, nie?) Absolutnie każdy powinien się z nim zapoznać.