A chciałem tylko poprawić sobie humor przed pracą… wiem, że sądząc po tytule wybór był idiotyczny, ale naprawdę miałem nadzieję na choćby lekki stan euforii czy też minimalny stopień zainteresowania.
Na czym to się skończyło? Wyobraźcie sobie narkoleptyka z permanentną biegunką… no to już wiecie co przeżywałem.
Opowieść o biznesmenie, który zaprzągł do pracy najemną zbiro-złodziejkę by ta, korzystając z nekromantycznej księgi zabijała dla złota piratów jest absolutnym syfem…
Co z tego, że pojawiający się w filmie (łącznie ze 2 minuty) nieumarli piraci wyglądają… e… jako tako, skoro całość jest kręcona gdzie popadnie i rzygać się chce patrząc na warstwę fabularną.
Babeczka z impetem borsuka wylizującego sobie genitalia szlachtuje swoje ofiary, by zatopić je w morzu, przez co zyskuje golda… znaczy się srebrne monety.
Po jakimś czasie podpada ona szefowi, przez co dochodzi między nimi do sytuacji, w wyniku której krew leje się… flaki zawadzają o wentylator… po prostu jedno z nich odwala kitę.
Nie pomaga tu nawet cholerny prawiczkowaty detektyw prześladujący blond zabójczynię, ponieważ całokształt ssie i jest odpychający, a nie jedno już widziałem.
Reasumując, brak tu jakiegokolwiek polotu, scen negliżu, hektolitrów krwi, wyrywanych gałek ocznych, scen negliżu, porywającej fabuły, nawet przeciętnego zaangażowania twórców oraz scen negliżu.
Jest po co sięgać po to dzieło? Gdybyście przeczytali to co napisałem wcześniej, nie mielibyście czelności pytać.