Gdy mam niezapowiedzianą wolną chwilę a nie mam pomysłu na horror do obejrzenia, najlepszą opcją zwykle wydaje się przewertowanie biblioteki Netflixa lub GBO GO z nadzieją, że coś mi się rzuci w oczy. Zwykle jednak źle na tym wychodzę. Na Netfliksie głównie kaszany a HBO ma ciut mały wybór i rzadko natrafiam na coś, co by mnie zainteresowało. Ostatnio się jednak udało. Zaciekawił mnie chorwacko serbski komedio horror- „Ostatni Serb w Chorwacji”.
Fabuła ogólnie rzecz biorąc nie jest zbyt oryginalna. W Chorwacji wybucha zaraźliwy wirus zamieniający ludzi w zombie. Za jego rozprzestrzenienie odpowiada międzynarodowa korporacja, której zarząd składa się z całkowicie pozbawionych skrupułów i sumienia acz bardzo wesołych i zadowolonych z siebie osobników (nazwijmy ją w skrócie „RAK”, czyli Radosna Amoralna Korporacja).
Jak to zwykle bywa w takich fabułach, śledzimy grupę ludzi, którzy próbują sobie poradzić w niebezpiecznym środowisku i być może znaleźć lek na epidemię, a także poczynania „RAKa” próbującego owych ludzi dopaść.
Mimo, że w ogólnym zarysie fabuła jest wyświechtana, to ma w sobie coś (a właściwie kilka „cosiów”), co wyróżnia „Ostatniego Serba” spośród podobnych historii: oryginalnych bohaterów oraz interesujące tło społeczne. Obie z tych rzeczy są z resztą źródłem kapitalnego komizmu.
Zacznijmy od postaci. Ekipa jest naprawdę niezwykła. Mamy np. dwóch lekarzy gejów, zadeklarowanego rasistę, homofoba i skinheada, tajemniczą kobietę szpiega, małżeństwo Serbów prowadzących gospodarstwo agroturystyczne (i pędzących potajemnie bimber) obrzydliwe bogatego, zakochanego w swoim kabriolecie i filmach o „chorwackiej Wonder Woman” rentiera, oraz (last but not east) aktorkę zawodowo wcielającą się w ową „Wonder Woman (czyli Chwatkę Chorwatkę) a prywatnie będącą narkomanką, balangowiczką i znudzoną życiem cyniczką. Mieszanka naprawdę wybuchowa.
No i wspomniany aspekt społeczny. Akcja dzieje się w kraju dotkniętym zapaścią gospodarczą, w którym bardzo widoczne jest rozwarstwienie między garstką uprzywilejowanych a biedną większością, ale także w kraju bardzo zróżnicowanym etnicznie. Jedna i druga rzecz sprawiają, że pomiędzy bohaterami jest napięcie i generalnie buzuje między nimi jak w przysłowiowym „kotle bałkańskim”
I wiecie co? Jest to arcyśmieszne! Nie mamy tu zgranej ekipy zabójców zombie a raczej grupę wykolejeńców, którzy dodatkowo sobie zupełnie nie ufają, co jest źródłem niesamowicie zabawnych dialogów i sytuacji. Nie będę spoilował, ale serio dawno się tak nie uśmiałem. Show kradnie oczywiście „Chwatka Chorwatka”, ale reszta menażerii niewiele jej ustępuje. W zasadzie nie ma bohaterów fajniejszych i mniej fajnych, nawet wspomniany homofon rasista potrafi wzbudzić sympatię. Z resztą członkowie „RAKa” też są przekomiczni.
Film plusuje także tym, że jako chorwacka produkcja, daje świadectwo tego, iż twórcy potrafią śmiać się sami z siebie oraz stereotypów narodowych. Nie jesteśmy specjalistami od tego regionu, ale to po prostu widać i czuć. Czuć też, że jest to zrobione inteligentnie i z sympatią. Poza tym film jest porządnie zrealizowany, nieźle zagrany i ma fajną muzykę.
Film oczywiście ma pewne minusy. Pierwszy to wspomniany schematyzm fabularny. Coś podobnego widziało się już wiele razy i gdyby nie kapitalne postacie i komizm, „Ostatniego Serba w Chorwacji” raczej nie oglądałoby się tak dobrze. Tym bardziej z resztą, że zakończenie też nie jest jakieś wybitne, a nawet nie każdemu może przypaść do gustu (zwłaszcza w kontekście tego, że to komedia). Nie jest może złe, ale na pewno nie jara. Ogólnie z resztą pod koniec filmu klimat historii trochę „siada”
„Ostatniego Serba w Chorwacji” na pewno warto obejrzeć w zasadzie z jednego głównego powodu. Jest szalenie zabawny. Postacie są kapitalnie wymyślone, relacje między nim angażują, będąc przy tym niewyczerpanym źródłem komizmu i oryginalnych gagów, często o podłożu społeczno socjologicznym. Poza tym na ekranie przez większość seansu sporo się dzieje. Gdyby nie wspomniane wady film byłby kapitalny, ale nawet z nimi to bardzo udana produkcja. Bo bawi.