Czym żywi się mechaniczny goryl z mózgiem spaniela? Dlaczego mordercze krety zaatakowały Nowy Jork i przede wszystkim, gdzie leży granica między Ugandą a Zimbabwe?
Na te pytania nie uzyskacie tu odpowiedzi, ale zamiast tego zamierzam wam powiedzieć, co sprawiło, że zombie, wampiry i ludzie, którzy dotychczas żyli w jako takim pokoju, postanowili skoczyć sobie do gardeł i powybijać przedstawicieli innych gatunków.
Koegzystencję i trwające od jakiegoś czasu zawieszenie broni trafia szlag, gdy nad miasteczkiem pojawia się wielgachny i przyprawiający mieszkańców o trwogę statek kosmiczny, który niczym ogromny metalowy pączek wisi sobie spokojnie, nie angażując się w ich sprawy.
Dawne urazy i obawa o własne dupska biorą górę nad umysłami każdej z tych społeczności, a podejrzenia wobec sąsiadów, którzy mogą być w zmowie z ufokami rosną z każdą godziną.
Kończy się to otwartą wojną, a zapobiec dalszej jatce może tylko trójka uczniaków, którzy reprezentują każdą z wymienionych wcześniej ras. Muszą oni połączyć siły i dowiedzieć się, czemu kosmiczne dziwadła porywają ludzi i jaki jest cel ich wizyty.
Ostatnio ostro grzeje mi po czapce, bo nie dość, że katuje się wątpliwej jakości klasykami, to na dodatek daję szansę produkcjom, od których na milę czuć skrzyżowaniem komedii z lekkim horrorem… nieszczególnie przepadam za tym gatunkiem, jeśli już pytacie.
Jednak co jakiś czas, wśród takich gatunkowych mutacji pojawia się pozycja godnego uwagi, a ja, wasz nadworny recenzent, miałem szczęście trafić na coś, przy czym nie ochlałem się jak prosię i byłem w stanie dotrzeć do łóżka (całe dwa metry) bez ani jednego wyrżnięcia o glebę, spowodowanego stanem odmiennej świadomości.
Humor, co prawda wysokich lotów nie jest, ale naiwna historyjka i przerysowani bohaterowie są na swój sposób przyjemni w odbiorze. Polane to jest sporą dawką absurdu, znajdzie się tu kilka litrów krwi i przede wszystkim, ogromna ilość nagich, damskich… żartowałem, ani jednego cycka nie uświadczycie.
Ale mimo wszystko, filmidło jest przyjemne.