WOLF – WILK
Nienawidzę Jacka Nicholsona… bardzo.
Nienawidzę go do tego stopnia, że gdyby pokazał się u mnie na dzielni, grzecznie i uprzejmie (acz z widocznym przekąsem) skierowałbym go do najgorszego kebaba w mieście zachwalając go pod niebiosa, chwilę później polecając mu spelunę, w której serwują najgorszego sikacza pod słońcem.
Czemu aż tak bardzo facet zalazł mi za skórę?
Ponieważ moim zdaniem, choć jest to bardzo charakterystyczny i swoją drogą ciekawy aktor, to jednak 90% jego gry opiera się na prezentacji dwóch rodzajów uśmiechu oraz charakterystycznemu uniesieniu brwi… wielka mi rzecz, też to potrafię.
Katastrofalna większość z was nie zgodzi się ze mną ( zapewne będziecie mieli racje) i na blogu pojawi się już drugi (pozdrowienia hejterze nr 1 !) wpis krytykujący mój gust. Trudno, zapodam sobie Pawulon i jakoś to przetrwam.
Co się tyczy samego filmu:
Naczelny redaktor agencji wydawniczej zostaje pogryziony przez wilka, przez co wyostrzają mu się zmysły, a zagubiony gdzieś przez lata popęd seksualny eksploduję niczym uśpiony wulkan.
Kiedy jego protegowany po chamsku i bez pardonu przejmuje jego posadę oraz łomocze w wyrku jego kobietę (tak, to jest zdrada) Jack poprzysięga odwet.
Co ciekawe, zaprezentowana tu historia byłaby znacznie ciekawsza, gdyby nie wplątane były w nią wątki ponadnaturalne.
Sam motyw konkurencji dwóch mężczyzn z różnych pokoleń jest ciekawie napisany i skutecznie buduje fajną atmosferę opowieści. Kwestia wilkołacza natomiast nie jest tu niczym szczególnie ciekawym i nieco brak jej polotu.
Na szczęście, całokształt wypada naprawdę nieźle i pomimo mało satysfakcjonującego i dosyć oklepanego finału, jest tu na czym zawiesić oko.
P.S. Fanatycznie oddani wielbiciele Nicholsona, którzy są zbulwersowani moim zdaniem mogą uzyskać mój adres po wysłaniu listu motywacyjnego ze zdjęciem na maila, z dopiskiem „Dopadniemy cię pokurczu”
Dla zainteresowanych:
Werdykt:
3 komentarze
A ja się zgodzę… Tez nie cierpię Nickolsona. I nie ważne czy gra w komedii czy horrorze – wyraz jego twarzy i mimika są identyczne.
Nicholsona też nie lubię, ale Pfeiffer uwielbiam i moim zdaniem to ona dźwigała cały ten film, który notabene bardzo mnie urzekł, pomimo tej melodramatycznej otoczki.
Gdyby to był zwykły dramat i pozbyliby się wątku wilkołaczego (zwłaszcza, że kiepsko to wypadło) byłoby tylko lepiej. A Pfeiffer taką wyrachowaną sucz nieźle zagrała ;p