Ostatnio miałem okazję do bieżącego, szybkiego porównania nowej fali horroru z przysłowiowym oldschoolem (no może nie aż tak starym, ale jednak w bardzo „klasycznym” stylu). I było to porównanie niemal wzorcowe, bo jedna po drugiej obejrzałem produkcję z 2017 dostępną na Netflixie, stanowiącą misz-masz motywów, czyli Rytuał oraz produkcję z lat 80, wzorcowo gatunkową, według scenariusza „pomnikowego” klasyka horroru- Dario Argento, czyli Kościół. Obie bardzo mi się podobały i mam zamiar obie zrecenzować, zaczynając jednak od tej, na której bawiłem się lepiej.
No więc….skoro już wiecie, że Kościół mi się podobał, pozwólcie, że napiszę wam dlaczego.
Te starsze horrory jednak mają coś w sobie. Jest to z pewnością klimat, klimat i jeszcze raz styl (wiecie, to mniej więcej jest tak jak tym, że Keith Richards jest lepszym gitarzystą niż ci wszyscy turbo wymiatacze). A ten na dodatek ma klimat i styl zajmujący w moim prywatnym ranki pierwsze miejsce na podium wśród klimatów i styli.
O filmie Czarownica-bajka ludowa z nowej Anglii mój dobry ziom napisał, że jest to horror tak dobry, że sam Szatan obejrzał go dwa razy. Natomiast Kościół jest tak satanistyczny, że Szatan jak go obejrzał, zaklął tylko tylko „K**wa, czemu ja tego nie nakręciłem, to hell with you Dario Argento and Michele Soav!i”
Już sam początek bardzo ciekawie ustawia akcję. Fabuła filmu rozpoczyna się w średniowieczu, gdzie grupa uzbrojonych „krzyżowców” (Satanic Knights) pod pretekstem herezji i paktowania z diabłem, dokonuje rzezi na mieszkańcach jednej z wiosek. Ofiary krwawej masakry pochowano w masowym grobie, na miejscu którego jeden z kapłanów nakazał wybudować ogromny kościół, a wszystko po to by na wieki pozbyć się szatańskich mocy (za Filmweb).
Następnie akcja przenosi do czasów współczesnych i rzeczywiście w feralnym miejscu stoi olbrzymi Kościół. Nie będzie wielkim spojlerem (któż by się nie domyślił?), że stanie się on miejscem makabrycznych zdarzeń kiedy tylko zło zgromadzone raz w tym miejscu zacznie ponownie wypełzać. Nie będzie też wielkim spojlerem, że w retrospekcjach ukazujących historię …hmmmm…powstania tytułowego Kościoła okaże się kto tak naprawdę był w tej historii diabłem, bo jak mawiał Villhelm z Baskerville…..ah, you get the point.
Kościół oprócz tego, że ma mroczną i brutalną historię swojego powstania, ma też pewną dodatkową (oprócz owej historii powstania) tajemnicę. Otóż architekt budowli ukrył w niej mechanizm, który miał służyć za ratunek, gdyby w przyszłości szatańskie zło zaczęło w murach Kościoła podnosić swoją rogatą głowę.
Historia, jak widać z powyższego opisu, jest jednocześnie nie bardzo skomplikowana, ale wystarczająco pomysłowa i ciekawa, aby wokół niej osnuć akcję 1,5 godzinnego filmu, w taki sposób zainteresować widza, a nawet wciągnąć, w zasadzie od samego początku do samego końca. Kościołowi się to w przeważającej części udało, w przeważającej, bo choć film ma kilka momentów nudniejszych, to są one pomijalne, z uwagi na……
…..świetny klimat.
Fanom produkcji spod znaków współczesnych jumpscareów, Obecności itp. (nic oczywiście dno nich nie mam) może nie wydać się jednak wydać taki świetny, bo ten który widzimy w Kościele to stara szkoła klasycznego horroru satanistycznego, spod znaku zakurzonych ksiąg, migoczących świec, zimnych murów, gargulców w deszczu, zakapturzonych postaci i tego typu nastrojów. Kto jednak lubi- tak jak ja- taki entourage- powinien być zachwycony. Ten właśnie klimat został pokazany i uchwycony niemal idealnie, tzn. tak, jak takie klimaty powinno się pokazywać. Wszystko toczy się w swoim dość powolnym, ale zmierzającym w konsekwentny kierunku, tempie i jest ukazane w taki sposób, że widz (przynajmniej ja) daje się wciągnąć w grozę narastającą w ciemnych korytarzach kościoła.
A co się dzieje? Tak zwana klasyka westernu, która- jak dobrze wykonana- w mojej opinii nie starzeje się. Zło, które uwolniło się w Kościele rozwija się od drobnych swoich przejawów do bluźnierczego finału. Twórcy nie uznają przy tym półśrodków. Na początku między nieszczęsnymi obecnymi w kościele mamy tylko drobne złośliwości i świństwa, ale potem dane nam będzie obejrzeć takie rzeczy jak morderstwa młotem pneumatycznym, zdzieranie twarzy, aż wreszcie hardcorowo- satanistyczny rytuał na koniec. Dobrze utrzymany jest balans między odkrywaniem tajemnicy kościoła, retrospekcjami, a scenami brutalnymi, Z jednej strony- tak jak napisałem- niekiedy akcja rozwija się niespiesznie, ale z drugiej strony, co jakiś czas (nie za często, nie za rzadko) urozmaicana jest sporą dozą brutalności. Pozwala to dość mocno odczuć rozwój szaleństwa w murach kościoła. W tym czasie bohaterowie odkrywają, co się dzieje i poszukują tajemniczego mechanizmu, który ma uratować wszystkich przed uwolnionym złem.
Klasyczny klimat i klasyczna historia nosi piętno charakterystyczne dla stylu włoskiego horroru (zwłaszcza tego, w którym place maczał Dario Argento). Kto widział Suspirię wie o czym piszę. Chodzi o specyficzną plastykę w ukazywaniu „piękna” scen grozy. Nie jest ona tak wyraźna jak w genialnej Suspiri, ale wystarczy wspomnieć choćby na pokazującą się w kulminacyjno- finałowej scenie, abominację, żeby móc zagwarantować, że będzie dane popatrzeć na coś plastycznie ..hmmmm….ciekawego. Bardzo sugestywna jest scena „przesłuchania” architekta. Muzyka jest również bardzo dobra. Niektórzy narzekają na niektóre kostiumy (chodzi o demony), ale mnie się nic rażącego na tyle żeby narzekać w oczy nie rzuciło.
Ostatecznie Kościół można podsumować w ten sposób, że jest to klasyczny horror, w bardzo starym stylu, z wystarczająco ciekawą historią, do którego trudno coś dodać i z którego nie bardzo jest co ująć. Jest to też dość oryginalne ujęcie tematu opętania, poprzez związanie go z tematyką zarazy i poprzez retrospekcje ukazujące źródło zła. Nie ma tu fajerwerków, ale klimat jest satanistyczny jak nie wiem co, wciąga, ciekawi, przeraża w odpowiedniej dawce. Trudno mi wyobrazić sobie, że może się nie podobać.
I pamiętajcie- old school is true school.