Zakończyłem właśnie tydzień z kinem koreańskim i z trzech obejrzanych tytułów postanowiłem szerzej zrecenzować ten moim zdaniem najlepszy. Będzie to kryminalny slasher gore pod tytułem „Bloody Reunion” (a.k.a „To Sir with love”). Już fakt, że nie miała to być to opowieść o duchach nastroił mnie pozytywnie. Co prawda uwielbiam azjatyckie ghost story a za standardowymi slasherami zbytnio nie przepadam, ale typowych „ghost” asianów już się naoglądałem a wszystko wskazywało na to, że „To Sir with love” nie będzie jednak standardowym slasherem (bo wątki kryminalne i bo Korea). Na dodatek opis fabuły bardzo przypadł mi do gustu.
Historia rozpoczyna się tak, że pewien detektyw prowadzi śledztwo dotyczące masowego morderstwa. Na miejscu zbrodni ( w wiejskiej rezydencji pewnej nauczycielki) znajduje okropnie okaleczone zwłoki grupy młodych ludzi. Z masakry ocalała jedynie właścicielka domu- starsza, schorowana, poruszająca się na wózku nauczycielka, oraz jej młoda opiekunka. Belferka jest w śpiączce, ale druga ocalała nie. I choć w szoku, opowiada detektywowi, co zaszło. Cała dalsza akcja przedstawiona w filmie, to właśnie ta opowieść.
No więc okazuje się, że niepełnosprawna i prawdopodobnie umierająca nauczycielka, pragnęła przed śmiercią zobaczyć raz jeszcze swoich ulubionych uczniów, w związku z czym zorganizowała zjazd klasowy w swojej posiadłości. Jak nietrudno się domyślić owi uczniowie to właśnie ofiary pokazane na początku filmu. Ale nie uprzedzajmy faktów. Wszak początek zjazdu klasowego przebiega miło, grzecznie i radośnie. Każdy każdemu mówi, że cieszy się, że go widzi i że nic się nie zmienił (chyba, że na lepsze). Jednak jak piwka wjeżdżają na stół dowiadujemy się, że jednak coś tam każdy do kogoś ma a jak wjeżdża wóda, to już w ogóle klasyka. Wywracanie stołów, wyciąganie największych brudów i tak dalej. Okazuje się, że każdy z uczestników ma coś za uszami i motyw, żeby komuś innemu z obecnych (albo nawet wszystkim) zrobić jesień z d..py średniowiecza. Wszystkich przebija jednak nauczycielka, która (jak się okazuje w toku fabuły) ma za sobą takie akcje w stosunku do podopiecznych, że ma się wrażenie, iż zaraz, za moment, dosłownie w następnej scenie, zobaczymy, jak uczniowie odśpiewują chórem „we don’t no education” stojąc nad poćwiartowanymi zwłokami swojej wychowawczyni. Oczywiście w kontekście pierwszych scen filmu ma się świadomość, że nic takiego się nie zdarzy, ale atmosfera jest taka, że można ją kroić nożem. A a propos krojenia- gdy po klasycznej pijackiej awanturze, cała zawiana ferajna rozchodzi się po rezydencji, następuje równie klasyczne wyłapywanie poszczególnych bohaterów i przerabianie ich na sushi.
Z przytoczonego skrótu fabuły można się już w sumie domyślić części zalet „Bloody Reunion”. Po pierwsze- atmosfera. Pierwsza połowa filmu, gdzie teoretycznie nic „slasherowego” się nie dzieje i pokazane są po prostu relacje oraz powiązania między bohaterami, jest tak „gęsta”, podszyta napięciem a przy tym wciągająca, że jeśli powiem, że dawno nie oglądałem filmu z takim zaangażowaniem i „wypiekami”, to chyba nie przesadzę ani trochę. Po prostu wspaniała sprawa! Do tego, jak to u Azjatów, aktorstwo jest świetne (żadne tam hamerykańśkie drewno), a każdy z bohaterów ma (delikatnie rzecz ujmując), trochę nierówno pod kopułą. Mimo więc, że przez pierwszą połowę filmu, nie dostajemy krwawych akcji, jest ona świetna (może nawet lepsza niż część z zabijaniem).
Po drugie- połączenie slashera z kryminałem. Widz już na początku dostaje informację, że na imprezie będzie miała nieludzka rzeźna, więc tym uważniej śledzi poczynania postaci, wsłuchuje się, w to co mówią, stara się rozkiminić ich motywy i „psychę”. Aż dziw, że tak mało jest filmów, gdzie motyw mordercy robiącego sajgonki z nastolatków, połączony byłby z rasowym kryminałem. Przecież to samograj. Chociaż pewnie trudno to wyegzekwować. No cóż… Azjaci jak zawsze potrafią.
Gdy zaczyna się zabijanie, też nie można mieć powodów do narzekania. Scen mordów nie jest dużo, ale niektóre są tak „chore” i brutalne, że nawet najtwardsi fani „gore” nie powinni być zawiedzeni. No i poziom wykonawczy jest wysoki- standard u Azjatów. Jest też odpowiednio krwawo i gwałtownie. Generalnie „slasherowa” część filmu też zasługuje na duży plus. A a propos „slaherowatości” to należy wspomnieć, że dostajemy, żelazną klasykę tego gatunku, czyli np rooster bohaterów (składający się z nieśmiałej dziewczyny, buntownika, śmieszka luzaka/pijaka gaduły, pewnej siebie niewiasty itd.), klasyczne rozłażenie się ofiar po lokacji (ale nie zrobione aż tak naiwnie jak to czasem bywa) a nawet motyw zdeformowanego trzymanego w piwnicy dziecka (w kontekście zagadki przedstawionej w filmie, to kolejny trop do śledzenia). Fani typowych slasherów więc nie będą zawiedzeni. Dostaną to co lubią.
No i mamy twist końcowy. A w zasadzie twisty. Powiem tak- zakończenie jest szokujące, zaskakujące, gwarantujące „mindfucka” i będące takim, które bez wątpienia skłania do dyskusji, na zasadzie- co ja tak naprawdę obejrzałem. Czyli teoretycznie bomba.
Owo zakończenie jednak jest w pewnym sensie wadą. I to taką która dość poważnie może zaniżyć ocenę „To Sir with love” oraz (moim zdaniem) niektórym widzom zepsuje odbiór całości. Otóż jest ono „niezwykłe” do tego stopnia, że może być odebrane jako robione na siłę. Naciągane. Obliczone przede wszystkim na wywołanie szoku. Praktycznie nic w toku opowieści go nie zapowiada (chociaż widz myślący jak detektyw, w kontekście całej konstrukcji fabuły i akcji może coś podejrzewać), a do tego zostawia za sobą sporo luźnych niedomkniętych wątków. Na dobrą sprawę jeśli ktoś uznałby je też za zupełnie nielogiczne, to mógłbym mu odpowiedzieć „coś w tym jest”. Nie da się jednak zakończeniu odmówić jednego- umiejętności sprawienia iż widz poczuje, że ma „,mózg rozje..any”.
Mimo wspomnianej jednej acz potężnej wady, „Bloody Reunion” jest filmem naprawdę naprawdę świetnym. Dawno nie oglądałem horroru z takim zaangażowaniem a slashera to chyba nigdy. Miks gatunkowy wynosi obraz na poziom wyższy niż to zwykle w slaherach bywa, atmosfera jest tak gęsta i angażująca, że aż żal mrugnąć by czegoś nie przegapić a aktorstwo fenomenalne. Aspekt kryminalny fabuły zrealizowano fantastycznie, gdyż każdy z bohaterów może mieć powód do urządzenia masakry, a podrzucane po drodze wątki sprawiają, że widz gubi się w domysłach. Część horrorowa też nie zawodzi- jest odpowiednio krwawa i nieludzko wręcz brutalna. Jedyne co może zawieść to zakończenie. Jest szokujące, ale aż do tego stopnia, że może popsuć odbiór całości. Do tego zostawia za sobą sporo „dziur fabularnych” i nielogiczności. Jeśli dla kogoś jednak liczy się przede wszystkim to, żeby „twist” wyrzucił go z laczków (i nie czuje potrzeby roztrząsania jego wiarygodności), to będzie z pewnością ogromnie usatysfakcjonowany. Koniec końców „Bloody Reunion” to baaaaaaardzo mocne 8/10.
autor: GoroM
666 groszy od GoroA