BIRDEMIC 2: THE RESURRECTION
–
BIRDEMIC 2: WSKRZESZENIE
No i znowu się zaczęło… pamiętacie poprzednią część? Gdzie tam, przecież prawie nikt nie jest na tyle głupi, żeby dobrowolnie skazywać się na oglądanie czegoś tak potwornego.
Pozwólcie, że przypomnę. W poprzedniej odsłonie, autorzy pozbawili mnie chęci do życia na kilka dobrych dni ukazując takie specyfiki, jak 3-klatkowe gify orłów atakujące uzbrojonych w wieszaki ludzi, bażanty (czy inne gówna) eksplodujące przy samobójczych atakach na stacje benzynowe oraz montaż, grę aktorską i ogólny całokształt, którego wstydzili by się ludzie zajmujący się domową rejestracją porno.
Pod koniec poprzedniej recki ( http://natrzezwoniewarto.blogspot.com/search/label/Birdemic%3A%20Shock%20and%20Terror ) życzyłem sobie, żeby po bździnie jaką była pierwsza część, autorzy dali sobie spokój i zajęli się, bo ja wiem… tresurą nietoperzy? Zamiast tego, pierdolnęli widzom po dolnych partiach ciała powtarzając błędy zawarte w poprzednim dziele.
Fabuły nie będę opisywał, bo jest bliźniaczo podobna do tej przedstawionej w pierwszej odsłonie, mamy kretyna-miliardera, początkującego reżysera, który woła o astronomiczną kasę na swój pierwszy film, młodą gwiazdkę o intelekcie odurzonego cegłą pawiana i znaną z „jedynki” blondynę, która co rusz szczerzy ryj do kamery.
Efekty pozostały równie gówniane jak poprzednio, a jedyne co się zmieniło, to dodanie sekwencji krwawego deszczu, ptaków (prehistorycznych zapewne) wylatujących z otchłani oraz dwójki neandertalczyków (!), którzy jakby nigdy nic, chadzają sobie po okolicznych osiedlach.
Żenua jest miażdżąca! Jakąkolwiek akcję widzimy dopiero w połowie filmu (nie licząc fenomenalnego ataku zrobionej w Paincie meduzy), a kiedy już coś zaczyna się dziać, żałuje się, że natura wytworzyła człowiekowi oczy.
Tak czy inaczej, trzymajcie się od tego z daleka!
Dla zainteresowanych:
Werdykt: