Film opowiada historię kobiety, której mąż zaginął przed siedmioma laty, i która z czasem dowiaduje się, że podobnych, tajemniczych, niewyjaśnionych zniknięć w okolicy było na przestrzeni lat o wiele więcej. Zacznijmy od ewidentnych minusów: aktorstwo jest na słabym poziomie, przeżycia bohaterki raczej nie angażują (a, biorąc pod uwagę historię, powinny), słabo wypada też główna postać męska. Ogólnie jakoś tak miałko w kwestii postaci.
Film jest zrealizowany oszczędnymi środkami, co z jednej strony sprzyja bardzo budowaniu napięcia i pozwala wczuć się w historię a z drugiej obniża znaczniej jakość scen stricte horrorowych, które z resztą do super nowatorskich nie należą.
A teraz plusy (a w zasadzie jeden, ale za to duży): fabuła. Mimo, że mało jest scen służących wyłącznie do straszenia, całość historii jest straszna w namacalny, „ludzki” sposób. Cały czas jest tajemniczo, zagadkowo, jest wyczekiwanie i napięcie do samego końca seansu ale….znacie to powiedzenie: „żarło, żarło i zdechło”? Otóż ja doświadczyłem znaczenia tego powiedzenia w finale opowieści. Historia jest tak fajna i tak świetnie się rozwija, że oczekiwałem naprawdę czegoś super na koniec a dostałem…koniec. I tyle. Nie było grozy, szaleństwa, kulminacji, na którą narobiono mi smaka. Chociaż…zakończenie jest otwarte i nie wyjaśnia wszystkiego, co uważam za plus. Szkoda tylko, że nie było „pier***nięcia”. W sumie można obejrzeć. Na pewno nie jest sztampowy i ograny.