Czasam plakat mówi więcej, niż tysiąc słów, racja? Wytężając wzrok i skupiając patrzałki na tym, co zaprezentowane jest powyżej, można odnieść wrażenie, że nie jest to normalny film i prawdę mówiąc, nastawiając się na ryjące dekiel sceny i sytuacje, nie powinniście odejść od monitora rozczarowani.
Głównym bohaterem tego dzieła jest prosty i skromny chłopaczyna, któremu buzują hormony, ale jakoś nie ma odwagi, by przelecieć własną siostrę… a chwilę, to nie do końca tak.
(Respirator domowej roboty)
Jego ponętna blond siostrunia oraz rodzice skrywają pewien mały, tyciutki sekret, który poniekąd wyszedł na światło dzienne za sprawą eks faceta panienki. Sekret ten jest gumiasty, jego kolorystyka przywodzi na myśl krwawiące otwory w ciele i normalnemu człowiekowi nie kojarzy się z niczym przyjemnym, ale jak was znam ludziska, już w tej chwili odruchowo spojrzeliście na chusteczki leżące koło komputera. Wstydźcie się.
Billy, bo tak zowie się chłopak, zachowuje się jak rasowy bulterier i gdy już się na coś decyduje, trzyma się tego i nie popuszcza, a za swój cel, postawił oczywiście odkrycie misternej tajemnicy swego rodu.
Dochodzenie jednak może skończyć się dla niego źle, bo nawet nie podejrzewa, jakie konsekwencje mogą mu grozić, gdy zostanie zdemaskowany, choć bardziej prawdopodobnym jest, że dzieciakowi po prostu brakuje wyobraźni.
(„Hej! Znalazłem piątaka!”)
Reszty nie będę zdradzał, choć wiele mogą wam wyjaśnić zrzuty ekranu prezentowane w recenzji. Wam wystarczy wiedzieć, że jest dziwacznie i bardzo ciekawie, ale jeśli ktoś nastawia się na typowy horror, to nie tędy droga.
Nie jestem w stanie nawet wskazać wam wad tej produkcji, co nie znaczy, że ich nie ma. Mnie po prostu całokształt urzekł i wciągnął do tego stopnia, że bez żadnego problemu mogę polecić ten film każdemu, spragnionemu ciekawych, nieszablonowych atrakcji.