Muszę przyznać, że choć jestem wielkim fanem kina grozy, to im więcej filmów oglądam, tym bardziej ogarnia zwątpienie. Najważniejsze klasyki widziałem już wielokrotnie, a”nowości” (powiedzmy filmy po 2000 roku) zwykle nie zachwycają- są na jedno kopyto, lub nudne. Najczęściej i to i to. Już coraz rzadziej chce mi się coś włączać, bo mam przeczucie, że znów się rozczaruję. Ale może to moja wina? W końcu z reguły nie włączam horrorów z pewnych gatunków: monster, werwolf, slaher czy zombie. No właśnie.., zombie. Ostatnie dzieło z tej kategorii: „Train to busan” sprawiło, że faktycznie zrozumiałem, iż moje rozczarowanie wynika z moich własnych błędów. Pod wpływem tej myśli włączyłem inny film traktujący o żywych trupach a mający już status filmu prawie, że kultowego- „28 dni później”.
Punkt wyjścia fabuły jest naprawdę naprawdę frapujący. Otóż obraz zaczyna się tam, gdzie często inne zombie movies (np Resident evil) się kończą- gdy bohater wychodzi ze szpitala i okazuje się, że cały świat (czy aby na pewno?) nawiedziła apokalipsa zombie. To co zwykłe jest clou fabuły, czyli pandemonium związana z rozprzestrzenianiem się wirusa, w „28 dni później” nie jest elementem budowania grozy czy nastroju. Tutaj esencją tego jest dramat jednostek muszących poradzić sobie w tym szalonym świecie, gdzie zewsząd czyha zło, szalone, niepowstrzymane, żywiołowe; w świecie, gdzie nie tylko nie da się żyć, ale wręcz egzystować czy wegetować. Naprawdę mocna rzecz. Poczucie bezsilności i czyhającego zewsząd niebezpieczeństwa i zła, przed którym w zasadzie nie ma gdzie się schować jest naprawdę świetnie oddane. Krótko mówiąc, scenariusz jest świetny.
Film poza tym jest świetnie zrealizowany i ma głębię. Klimat post-apo jest super oddany i przekonujący, a co do treści kryjącej się za fabułą to pytanie, o istotę człowieczeństwa i jego zachowania w nieludzkich warunkach, choć wtórne, jest zawsze aktualne a w kinie gatunkowym rzadko spotykane. Tak więc plus. Plusem jest też aktorstwo. Tu nie ma co się rozpisywać- nazwisko Cillian Murphy starcza za rekomendację. Reszta też daje radę. Aktorzy brytyjscy zawsze trzymają poziom.
Do „28 dni później” mam dwa zastrzeżenia, oba subiektywne. Pierwsze jest takie, że film choć jest niesamowicie ciekawy i pełen napięcia i niepokoju, to jest to napięcie w pewnym sensie z gatunku tego, które występuje w filmach katastroficznych. Czystej horrorowej grozy jest niewiele a im dalej tym mniej. Drugie zastrzeżenie dotyczy w zasadzie wszystkich newschoolowych zombie-movies. Dlaczego karwasz twarz znów musi być wirus wypuszczony z laboratorium! Przecież tak naprawdę nie oglądamy obrazu o żywych trupach tylko o zainfekowanych chorobą ludziach! A przecież lęk o wstawaniu z grobu rozkładających się zwłok, jest pierwotnym ludzkim lękiem zakorzenionym w wielu kulturach. Voodoo, wampiryzm itp., itd. Kurde jak ja bardzo chciałbym zobaczyć jakieś gotyckie sceny, w których w mrokach nocy, w oparach mgły, z 200 letniej krypty wynurza się na wpół rozkładający się trup, z odpadającą ręką i rozkładającą się twarzą! Czy naprawdę żeby zobaczyć coś takiego muszę włączać „Thriller” Michaela Jacksona? „And whosoever shall be found Without the soul for getting down Must stand and face the hounds of hell And rot inside a corpse’s shell”, że zacytuję Vincenta Price’a.
No cóż… „28 dni później” obiektywnie oceniam jako film bardzo dobry. Ciekawy, pomysłowy, poważny, wciągający, niepokojący i koncertowo zagrany. Niestety to wszystko nie uchroniło mnie przed kolejnym rozczarowaniem. Ciągle poszukuję starej, dobrej, trueschoolowej grozy, której tutaj jest jak na lekarstwo. Ale polecam.
http://horroryonline.pl/film/28-dni-pozniej-28-days-later-2002/600